Strefa euro rynkiem zbytu dla Polski

Słyszałem kilka razy w życiu tezę, że Polskę wpuszczono do Unii Europejskiej głównie po to, aby państwa Europy Zachodniej miały kolejny rynek zbytu i zasypały nas swoimi towarami. Przez pewien czas zapewne tak było – to znaczy oni nas zasypywali, a my ich nie. Ale czasy się zmieniły.


Wg najnowszych statystyk GUS w 2011 to my więcej sprzedaliśmy do strefy euro, niż oni do nas. Teraz to my ich zasypujemy towarami. Polska w ubiegłym roku miała 16,5 mld EUR nadwyżki handlowej z krajami UE, w tym 3,85 mld EUR nadwyżki z krajami strefy euro. To nie jest pierwszy taki przypadek, bo w 2010 ta nadwyżka wynosił nawet więcej:  4,7 mld EUR.

Mamy 1,9 mld EUR nadwyżki w handlu z Niemcami, 2 mld EUR nadwyżki z Francją, 317 mln EUR z Holandią. Do tego aż 4,8 mld EUR nadwyżki w handlu z Wielką Brytanią, 2,8 mld EUR z Czechami, wyraźne nadwyżki ze Szwecją i Węgrami. Tylko z Włochami mamy 657 mln EUR deficytu.


Generalnie jednak Polska w 2011 w handlu zagranicznym miała aż 14,7 mld EUR deficytu. Niestety handlujemy nie tylko z Unią. Mamy ponad 10 mld EUR deficytu w handlu z Chinami i 12,2 mld EUR deficytu z Rosją. Można się pocieszać, że import z Chin w dużej części jest tak naprawdę produkcją zaprojektowaną w Polsce a tam tylko wykonaną (tak samo iPady produkowane w Chinach powiększają deficyt handlowy UA z Chinami), no a deficyt z Rosją to oczywiście zasługa prawie wyłącznie ropy i gazu, czyli czegoś, czego szybko się nie zmieni.

Warto zauważyć, że mimo ogromnego deficytu handel z Rosją wcale nie jest jednostronny. Nasz eksport do Rosji w 2011 wzrósł o 29% w dolarach. Dla porównania eksport do Niemiec wzrósł o 18%, a do Francji tylko o 6,7%. Z dynamiką eksportu do Rosji może się równać tylko rynek czeski ze wzrostem o 22,4%. Czyli jak nam rosyjskie władze nie wprowadzają żadnego embarga, to radzmy sobie dobrze także na ich rynku.

I jeszcze ostatnia rzecz. Handel ze strefą euro to 54% polskiego eksportu i 46,2% polskiego importu. Tylko tyle. To moim zdaniem obala tezę euroentuzjastów o tym, że przyjęcie waluty euro zlikwidowałoby ryzyko walutowe dla polskich przedsiębiorców (co miałoby im wyraźnie pomóc). To prawda tylko do połowy. W pierwszej dziesiątce największych rynków dla polskiego eksportu mamy Wielką Brytanię, Czechy, Rosję, Szwecję, Węgry i Ukrainę. Wśród dziesięciu największych źródeł importu mamy Rosję, Chiny, Czechy, Wielką Brytanię, USA i Koreę Południową. Nigdzie tam nie używa się euro. Nawet po wejściu do strefy, ryzyko walutowe i tak pozostałoby więc na dość istotnym poziomie.

5 komentarzy:

Adam Nofel pisze...

Niestety tezy Autora są dowodem na to jak głupia "nauką"jest statystyka. "My", Oni", Polska , UE. Jakby to byli partnerzy. Otóż ten eksport to również "ONI". Zachodnioeuropejskie montownie, które wykorzystują a) tanią siłę roboczą, b) nie w polskim interesie uchwalane przepisy podatkowe(np. o składach celnych- firmy z Bielan Wr., c) słabość związków zawodowych (supermarkety) d) nieprzestrzeganie przepisów ekologicznych ( utylizacja sprzętu el.), e) wszechobecną jawną (pozwolenia, koncesje, zwolnienia) i ukrytą (łapówki w k.u.p.)korupcję organów państwa i samorządów.
"MY zyskujący" to też ONI a MY naprawdę to likwidacja a) szkół, bibliotek jako centrów kultury , b) połączeń kolejowych, autobusowych, c) posterunków policji, d) urzędów pocztowych , e) sądów rejonowych. Więcej patrzenia wokół , mniej czytania , panie Rafale.
P.S. Zapytałem kiedyś Francuza jak to jest, że On wygrał przetarg na budowę autostrady a budować i tak będą polscy podwykonawcy. Oburzony odparł: A pan myśli, że jak my dajemy pieniądze z Unii to gdzie one maja trafić ?

Portfel inwestycyjny pisze...

Nareszcie Polska staje się liczącym eksporterem i zalewa rynki tanimi, ale lepszymi jakościowo produktami od Chin.
Polska w Europie stała się fabryką tak jak Chiny na Świecie.
Tylko problem jest taki, iż niebawem w Polsce niebędzie się już opłacało produkować, ponieważ koszty pracy i zarobki będą rosły.
A wtedy Polska stanie się drugą np.Grecja, czy Hiszpanią.

Anonimowy pisze...

Drugą Hiszpanią, czy Grecją? Przecież w Grecji nic się nie produkuje, a gospodarka opiera się na turystyce.

Jeżeli chodzi o wysokie koszty pracy równie dobrze można napisać, że staniemy się drugimi Niemcami, czy Włochami.

Adam Nofel pisze...

Jasne, że w Grecji nic się nie produkuje, greckie oliwki uprawiają Ewenkowie, a w greckich stoczniach mieszkają Papuasi. Fakt, że w ostatnich latach Anielcia poprzez skorumpowanych polityków wymusiła zamknięcie części stoczni (identycznie jak w POlsce) żeby rozwijać ukochany Rostock / nieprzypadkowy wybór enerdówki na kanclerza /. Ale tam przemysł okrętowy od pięciu tysięcy lat funkcjonuje.

Zagi pisze...

Panie Rafale,

nie zgodzę się, że zamiana PLN na EUR nie wpłynie na handel zagraniczny, nawet biorąc pod uwagę, że główne kraje, z którymi handlujemy nie używają EUR. Zmienność EUR, a zmienność PLN to dwa światy. Koszt ryzyka, bądź jego zabezpieczenia będzie o wiele niższy.

Pozdrawiam,
JZ