Pesymistyczny przegląd sytuacji


Wczoraj przyjąłem optymistyczny punkt widzenia, to dzisiaj coś dla pesymistów. Jest aż pięć nowych, pesymistycznych informacji :)


Po pierwsze wprawdzie szef chińskiego banku centralnego mówił ostatnio dość optymistyczne rzeczy, ale dziś premier Chin Wen Jiabao mówił już rzeczy zupełnie inne, bardziej pesymistyczne: ze w pierwszym kwartale warunki gospodarcze będa stosunkowo trudne, a inflacja pozostaje na podwyższonym poziomie (i w domyśle, nadal trzeba z nią walczyć).
 
Po drugie włoski Unicredit dziś rano ogłosił szczegóły operacji podnoszenia kapitału. Wszyscy wiedzieli, że będą podnosić kapitał, bo nie mają wyjścia. Nie wiadomo było za ile rynek będzie skłonny kupić nowe akcje. Dziś się okazało, że dyskonto w stosunku do ceny rynkowej wynosi aż 43%. Czyli rozwodnienie kapitału będzie większe niż oczekiwano. Czyli rynek nie ma litości dla europejskich banków pogrążonych w kłopotach. Dodatkowo nawet przy tak obniżonej cenie, na razie udało się znaleźć kupców tylko na 24% nowej emisji. Akcje Unicredit dziś Mediolanie w pewnym momencie spadły o 9,9% i trzeba było na pewien czas zawiesić ich notowania.  

Po trzecie węgierski forint jest dziś rekordowo słaby, węgierskie obligacje dalej tracą na wartości, a CDSy na węgierskie obligacje wzrosły do rekordowego poziomu. Rozmach i upór z jakim węgierski rząd rozwala sobie system finansowy jest na tyle duży, że Węgry przestały być ciekawostką regionalną i pretendują do roli „Grecji roku 2012”.


Po czwarte Niemcy sprzedali dziś obligacje 10letnie z bardzo ładną rentownością 1,93%, ale popyt na te obligacje wyniósł tylko 5,14 mld EUR. Niemcy sprzedali obligacje za 4,06 mld EUR, ale początkowo chcieli sprzedać za  5 mld EUR. Czyli popyt był tylko minimalnie wyższy. Wygląda to i tak lepiej niż na słynnej aukcji z 23 listopada, kiedy oferta wynosiła 6 mld, a popyt ledwie 3,9 mld, ale na pewno nie można mówić, że wygląda to dobrze. Niemcy nadal czują pewną lekką niewygodę związaną z przebywaniem w strefie euro. Lekką, bo oczywiście ich problem ma się nijak do problemów Włoch, Grecji czy Portugalii.

Po piąte wartość depozytów ulokowanych na bezpiecznej półce w Europejskim Banku Centralnym sięgnęła dziś nowego rekordu – 453,2 mld EUR. Po niedawnej akcji pompowania przez ECB płynności w banki na 3 lata, wartość ta szybko rośnie, co rodzi podejrzenie, że banki najpierw wzięły z ECB ponad 400 mld EUR na 3 lata i teraz wkładają te pieniądze z powrotem do ECB na depozyty. Pieniądz więc nie krąży, nie jest pożyczany, nie pracuje dla dobra gospodarki, ani nawet dla dobra spekulantów. To nie jest normalne. Co gorsze z drugiej strony banki musiały pożyczyć na jedną noc z ECB ponad 15 mld EUR. Pożyczanie z ECB jest dość drogie, więc robi się to w ostateczności. A skoro tak, to ewidentnie jakiś bank w strefie euro ma problem.


Mamy więc przerażone banki, które boją się podejmować codzienną działalność, które mają ogromne problemy ze ściągnieciem nowego kapitału z rynku, które z coraz większą rezerwą podchodzą nawet do niemieckich obligacji, a do tego w Chinach wcale nie musi być dobrze, a Węgry zamieniają się w wielką katastrofę. Rynek 3 stycznia wygląda nieco inaczej niż 2 stycznia, ale siłę rynku widać (albo jej nie widać) najlepiej właśnie wtedy kiedy musi się uporać z informacjami negatywnymi, a nie w dniach, kiedy wszystko wokół wygląda optymistycznie  :)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

To co mnie najbardziej napawa strachem to całkowita wywrotka Węgier- wtedy Polska też ostro oberwie:-(