Jeśli giełdy mają spadać, to albo teraz, albo wcale

Po tym jak w piątek Standard & Poors obniżył ratingi krajom strefy euro, a jednocześnie w tym samym dniu załamały się rozmowy o redukcji długu Grecji, poniedziałek na rynku nie może być nudny. Ale to wcale nie musi oznaczać jakiejś paniki, wyprzedaży, czy krachu.


Moim zdaniem rynek dostaje jedną z ostatnich szans na powrót do wyraźnego trendu spadkowego. Kryzys w strefie euro cały czas narasta, ale mimo to od października giełdy wcale nie idą w dół. Te problemy, które Europa ma dzisiaj ewidentnie zostały na rynku wycenione już wcześniej. W piątek pojawiły się dwie nowe rzeczy. Jeśli w poniedziałek rynek nie zareaguje na nie ostrymi spadkami, to będzie to oznaczać, że to też jest już w cenach. Co dokładnie ?

O ruchu Standard & Poors słyszeli już wszyscy. Utratę AAA przez Francję można traktowac symbolicznie, podobnie jak spadek Włoch do kategorii poniżej poziomu Polski. Ale paniki na giełdach to nie wywołało. Rynek dowiedział się o ruchu S&P w piątek w okolicach południa i zdążył troche spaść. Ale żadnych kolosalnych spadków nie było. Nie sądze, żeby w poniedziałek miał znów spadać z tego samego powodu, co w piątek. Piątkowy ruch nie był zbyt duży, bo od tygodni było wiadomo, że S&P przygotowuje się do takiego ruchu i że jest to tylko kwestia czasu. Ale umiarkowana reakcja może też oznaczać, że rynek przyjął już do wiadomości, że w strefie euro wszyscy mogą dostać po ratingu ( no może poza Niemcami ). Warto też pamiętać, że większość inwestorów na rynkach obligacji, gdzie ratingi liczą się bardziej, bierze pod uwagę rating „środkowy” spośród trzech ( S&P, Moodys i Fitch ), czyli obniżka w jednej tylko agencji nie powoduje ruchu nawet u tych, którzy na zmiany ratingów czasami są zmuszeni reagować (na przykład zapisami w statutach czy regulaminach swoich instytucji).

Załamanie się rozmów o redukcji długu w Grecji jest moim zdaniem tematem znacznie poważniejszym. Do tego informacja o zerwaniu rozmów nadeszła już po zamknięciu sesji, więc Europa nie zdążyła na to zareagować w piątek. Będzie reagować w poniedziałek. Ujmując sprawę skrótowo: jeśli Grecja nie dogada się z prywatnymi wierzycielami w sprawie redukcji długu, to nie dostanie kolejnego pakietu pomocowego od MFW i UE. A jak go nie dostanie, to nie będzie mieć pieniędzy na spłatę obligacji, które trzeba wykupić w marcu. Czyli brak porozumienia o redukcji długu oznacza bankructwo Grecji za dwa miesiące. Takie scenariusze były kreślone wielokrotnie w ubiegłym roku, ale wtedy chodziło o wypłacanie kolejnych transz już zatwierdzonej pomocy. Teraz chodzi o zupełnie nowy pakiet, bo ten stary już się skończył. W nowym pakiecie jest jasno napisane – do uruchomienia pieniędzy konieczna jest wcześniejsza redukcja długu. Tym razem więc sprawa wygląda zdecydowanie poważniej. W Grecji w kwietniu lub w maju mają być wybory parlamentarne. Jeśli zbiegnie się to w czasie z ogłaszaniem bankructwa, wtedy zapewne powstanie silna polityczna pokusa, aby bankructwo zgrać w czasie z wyjściem ze strefy euro. Mamy więc od piątku bardzo jasną perspektywę, moim zdaniem grubo przekraczającą 50% prawdopodobieństwa, że Grecja opuści strefę euro już w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Oczywiście nikt nie jest w stanie dzisiaj opisać wszystkich możliwych konsekwencji takiego ruchu, dlatego sam wzrost prawdopodobieństwa zwiększa niepewność na rynku. Czyli rynek powinien spaść. Jeśli nie spadnie, to będą moim zdaniem dwa powody takiego zachowania. Albo dowie się, że porozumienie o redukcji długu jednak będzie ( i wtedy proces bankrutowania Grecji wydłuży się o kolejne miesiące, albo może i lata), albo rynek już uznał, pogodził się z tym i zdyskontował, że Grecja wychodzi ze strefy euro. W takiej sytuacji nie ma powodu do dalszych spadków.

Scenariusz braku redukcji greckiego długu i bankructwa Grecji oznacza zapewne spore straty w wielu instytucjach finansowych, ale większość banków spisała już większość greckiego długu na straty. Bankructwo Grecji będzie też oznaczać odpalenie CDSów, czyli konieczność wypłaty odszkodowań posiadaczom greckich obligacji. To na pewno wywoła spore zamieszanie na rynku, bo nikt do końca nie wie kto ile tych CDSów wystawił, czyli kto zostanie obciążony kosztami. Zapewne wzrośnie niepewność na rynku międzybankowym i potrzebne będą kolejne interwencje płynnościowe banków centralnych. Zapewne nawet skoordynowane na skale globalną. Ale banki centralne robiły już takie rzeczy, a sam ECB ostatnio coraz śmielej pompuje płynność w rynek, więc zakładam, że banki centralne sobie z taką sytuacją poradzą i żaden europejski bank z powodu Grecji nie zbankrutuje.

Ryzyko rozlania się kryzysu na Włochy i Hiszpanie ? Przecież to już się stało kilka miesięcy temu. Nie przypuszczam aby rynek teraz uznał, że Włochy staną się niewypłacalne, skoro nie doszedł do takiego wniosku w grudniu, kiedy rentowność włoskich obligacji sięgała 7,5%.

Podsumowując, jeśli rynek ma na serio wrócić do trendu spadkowego, to ma do tego świetną okazję teraz. Wszyscy z łatwością zauważą i zrozumieją ciąg logiczny: obniżki ratingów, brak porozumienia w Grecji -> wyprzedaż na giełdach. Ale jeśli okaże się, że rynek pomimo takich okoliczności spadać nie chce, to inwestorzy mogą dojść do wniosku, że skoro nawet wizja prawie pewnego bankructwa Grecji za kilka tygodni nie wywołuje spadków, to nic już ich nie wywoła, więc może czas akcje kupić, a nie sprzedać.

Za powrót do spadków na serio trzeba by uznać przełamanie przez indeksy giełdowe linii wsparć, które utworzyły się w ciągu kilku ostatnich miesięcy, w czasie wzrostów które trwają od października.


Czyli niemiecki DAX musiałby spaść poniżej 5800, S&P500 poniżej 1250, a WIG20 poniżej 2090. Oznacza to, że indeksy te mogą spaść o jakieś 3% - 4% bez naruszenia wsparć. Taka reakcja na rynku jest moim zdaniem bardzo możliwa, ale nie będzie oznaczać zasadniczej zmiany sytuacji. Aby powrócić do trendów spadkowych indeksy musza spaść o więcej niż 4%. Warto też zauważyć, że spadek wartości euro na rynku walutowym mniej więcej od miesiąca nie przekłada się na spadki na giełdach. Parze EUR/USD zapewne łatwo będzie zejść poniżej piątkowego dołka 1,2624, ale to wcale nie musi wywołac głębszej przeceny na giełdach.

Trzeba też w końcu pamiętać, że nie samą Europą rynek żyje. Dziś w nocy bardzo ważne dane o PKB w Chinach. Amerykanie z kolei mają swój sezon wyników finansowych, który dopiero co się zaczął. To też potencjalne okoliczności łagodzące dla rynku. 

Przed nami kluczowy tydzień z rozmowami o redukcji greckiego długu w roli głównej. Kluczowy zwłaszcza dla tych, którzy zamierzają zarobić na spadkach. Jeśli teraz nie uda się powrócić do trendów spadkowych, to potem będzie znacznie trudniej. Moim zdaniem jeśli rynki pozostaną niewzruszone i za tydzień indeksy dalej będą na poziomach zbliżonych do dzisiejszych to będzie to oznaczać, że rynki finansowe już się z europejską zawieruchą uporały na dobre, co samo w sobie będzie mogło stanowić sygnał kupna. Przynajmniej na jakiś czas.

1 komentarz:

Kantor41 pisze...

Można pójść tym tropem