O co chodzi w Europie, cześć kolejna

Chodzi o to, żeby przetrwała strefa euro, a system bankowy zachował stabilność. Jeśli nie uda się utrzymać stabilności, gospodarki europejskie popadną w mniejsze lub większe recesje, a w skrajnym przypadku za kilka lat ta część świata będzie finansowo zależna od Chin, Rosji i krajów arabskich ( chyba że tam też przyjdzie recesja, czego nie można wykluczyć ). I będzie generalnie bida z nędzą.

Aby zachować stabilność systemu finansowego i strefy euro trzeba zachować zdolność samodzielnego obsługiwania swoich długów przez Hiszpanię i Włochy. Jeśli Hiszpania i Włochy stracą tę zdolność ( a ostatno wiele wskazuje na to, że jeśli miałyby stracić to jednocześnie ), to wielkość długu do obsłużenia zdecydowanie przerośnie obecne możliwości Unii Europejskiej.

To czy państwo może obsługiwać swój dług w sytuacji posiadania chronicznego deficytu finansów publicznych ( to cecha prawie wszystkich państw w Europie ) zależy tylko od zdolności pożyczania kolejnych pieniędzy, aby za nie spłacać stare długi, czyli od możliwości rolowania długu. Gdyby państwa miały nadwyżki budżetowe mogłyby obsługiwać dług z tych nadwyżek, ale nadwyżka budżetowa to ogromna rzadkość w Europie.

Zdolność rolowania długu zależy od bieżących notowań obligacji na rynku. Kluczowa jest rentowność tych obligacji, czyli stosunek ceny jaką się dostanie na końcu za obligację ( bo to w przypadku obligacji zawsze jest wiadome od początku ) do ceny bieżącej na rynku. Im niższa cena bieżąca tym wyższa rentowność. Państwo, jeśli chce wypuścić nowe obligacje i zdobyć pieniądze na obsługę starych długów zwykle wypuszcza je z rentownością zbliżoną do tej, jaka jest akurat na rynku. Czyli ujmując sprawę inaczej państwo zadłuża się na rynku, a rynek wyznacza państwu oprocentowanie pożyczki, bo rentowność tak naprawde jest oprocentowaniem długu. Dalej jest tak jak w przypadku każdej pożyczki. Im wyższe oprocentowanie tym trudniej ją spłacić, a w pewnym momencie pożyczkobiorcy po prostu nie stać na kolejne raty, jeśli stają się za wysokie.

Gdzie państwa mają granicę wytrzymałości ? Sprawa jest skomplikowana, ale na pierwszy rzut oka przydaje się prosty wzór. Państwo jest w stanie obsługiwać dług, którego oprocentowanie nie przekracza sumy stopy rocznej inflacji i rocznego tempa wzrostu PKB.

Polska ma obecnie 4,2% inflacji i 4,4% wzrostu PKB. Czyli minister Rostowski spokojnie wytrzyma rentowność w okolicach 8,6%, wyżej będzie problem. ( rentowność polskich obligacji 10letnich to obecnie około 5,9%, czyli jest bezpiecznie ).

Oczywiście stopy inflacji zmieniają się z miesiąca na miesiąc, a PKB co kwartał, więc we wzorze chodzi generalnie o ogólną zasadę, a nie o precyzyjne wyliczenia na dany miesiąc. Nie przypadkiem i w Grecji i w Irlandii i w Portugalii, które od miesięcy nie są w stanie obsługiwać samodzielnie swojego długu, wzrost PKB był mizerny, albo nie było go wcale, a i inflacja była bardzo nisko ( wysoka inflacja zwiększa wpływy budżetowe z VAT i akcyzy i przez to pomaga zmniejszać deficyt budżetowy ).

Rentowność obligacji hiszpańskich to dzisiaj 6,05%, wczoraj było 6,28%. Nie będąc zbyt drobiazgowym można założyć, że rentowność na poziomie 8% wywali Hiszpanie z rynku. Taka właśnie rentowność zrobiła to Portugalii, Irlandii i Grecji. Dla Włoch ( dziś 5,71%, wczoraj 6% ) poziom krytyczny jest moim zdaniem w tym samym miejscu.

Rentowność obligacje rośnie, kiedy cena spada. Cena spada, kiedy inwestorzy na rynku obligacje sprzedają nie patrząc na cenę, bo chcą ucieć z rynku. Uciekają, bo się boją, że za chwile będzie jeszcze gorzej.  Dlatego aby ocalić Hiszpanię, ocalić strefę euro i ocalić spokój i dostatek w Europie nie można straszyć inwestorów.

Niestety większość inwestorów jest uzależniona od agencji ratingowych. Jeśli agencje ogłoszą bankructwo Grecji, inwestorzy zapewne się przestraszą. Greckich obligacji pewnie już dawno nie mają, ale hiszpańskie będą mogli sprzedawać. Agencje z kolei już dawno zapowiedziały, że bankructwo Grecji ogłoszą, jeśli w planie pomocy dla Grecji nad którym teraz pracuje Unia będą mechanizmy, które spowodują straty prywatnych banków. Głównym rzecznikiem takich własnie mechanizmów są Niemcy ( bo alternatywa to wzięcie całego długu Grecji na plecy podatników, głównie niemieckich ). Plan być może poznamy w czwartek. Niewykluczone jest, że w piątek agencje ogłoszą bankructwo Grecji. Czyli za 3 dni. 

Wyjątkowo nieciekawą okolicznością jest to, że sporo inwestorów nie sprzedało obligacji Grecji, tylko zaparkowało je w Europejskim Banku Centralnym, biorąc z banku w zamian gotówkę. EBC traktuje papiery Grecji jako zastaw. Ale ostrzega, że po ogłoszeniu bankructwa przestanie ten zastaw honorować i wszyscy będą musieli zabrać sobie nic nie warte greckie obligacje z depozytu, a oddać bankowi gotówkę. To grozi tym, że po bankructwie Grecji zrobi się na rynku prawdziwe Kongo, bo skądś tę gotówke trzeba będzie szybko wziąć. Trzeba będzie sprzedawać jak leci, a obligaje hiszpańskie i włoskie oczywiście nie będą wyjątkiem.

Jeśli tak się stanie, to Unia powinna od piątku przede wszystkim bronić hiszpańskich i włoskich obligacji. Powinna ciągle wystawiać zlecenia kupna, aby nie pozwolić cenie spadać, a rentowności rosnąć. Tak długo, aż ci sprzedający dojdą do wniosku, że nie ma sensu sprzedawać, bo cena stoi w miejscu i krachu nie ma. To może być kosztowna interwencja, ale Unia może ją wykonać przy pomocy bogatych partnerów. Jestem pewien, że ludzie Angeli Merkel rozmawiali o tym zarówno z premierem Chin, kiedy w czerwcu był w Europie, jak i z prezydentem Rosji, który teraz jest w Niemczech. Rosja i Chiny mają kasy jak lodu i chętnie pomogą ( bo stabilna Europa zużyje więcej rosyjskiego gazu i kupi więcej chińskich tshirtów niż Europa niestabilna ), choć oczywiście będzie to pomoc za jakąś tam cenę. Ale jest to do zrobienia, trzeba to tylko dobrze zorganizować. Niestety cała historia pomagania Grecji pokazuje, że akurat zorganizować się Unia zupełnie nie potrafi.

Ale jest nadzieja. Możliwe, że do całej akcji nie dojdzie, bo agencje nie będą musiały ogłaszać bankructwa Grecji. Dziś pojawił się pomysł, aby zamiast obciążać prywatne banki kosztami długu Grecji, po prostu dodatkowo je opodatkować na kilka lat. Z punktu widzenia kasy unijnej korzyść taka sama ( jakieś 30 mld EUR ), a punktu widzenia agencji ratingowych to ruch zupełnie neutralny i nie wpływający na ratingi państw. Cwane. Dlatego dzisiaj giełdy, euro i obligacje szły w górę.  Do momentu, w którym Angela Merkel nie powiedziała, że szczyt w czwartek nie przyniesie przełomu. I znowu nie wiadomo o co chodzi i obawy o bankructwo wracają. Mogła tego nie mówić.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

W końcu jasny artykuł dla "domowego" inwestora, zrozumiałem oco w tym wszystkim kaman. Dzięki

Unknown pisze...

Do pięknego absurdu doszliśmy. Z tekstu:
1/ Krótkoterminowo oskubiemy podatników, aby w "dłuższym okresie" nałożyć na banki podatek, który tym podatnikom kasę ma oddać. Na kogo koszty przerzucą banki? Na kosmitów?

2/ Broniąc się przed wpływami Rosji i Chin wykorzystamy ich pomoc aby zapobiec bankructwu.

Nie ma się co przejmować agencjami ratingowymi. Oszukiwały one rynek dostatecznie długo przez lata poprzedzające upadek Lehman Bros. Nie ma dowodów, że aktualnie stały się lepsze. A rynek głupi nie jest i poradzi sobie z defaultem.

Wszelka dalsza pomoc PIIGS jest równoznaczna z obowiązującą w Polsce upadłością konsumencka - zwiększa się poziom zadłużenia dłużnika, który już aktualnego zadłużenia obsłużyć nie może. Rosną tylko koszty obsługi i liczba etatów urzędasów instytucji m-narodowych (którzy, przypomnę, podatków nie płacą!!), którzy "obsługują" ratowanie.
Grecję i s-kę trzeba oddłużyć, straty zaksięgować, dalszego zadłużania zakazać i żyć dalej.

Działania polegające na tym, że armageddon odsuniemy w czasie z nadzieją, że zanim nadejdzie zdążymy umrzeć nie jest rozsądnym rozwiązaniem.